NIC…
Po ostatnich wydarzeniach na arenie politycznej nic już chyba nie jest w stanie nas - społeczeństwa -zaskoczyć. Mimo ewidentnych szwindli ponadpartyjnych, ich uczestnicy twierdzą z rozbrajającym uśmiechem, że nic się nie stało. W gospodarce też nic się nie zmieniło. Niestety. A nie tak dawno słyszeliśmy tyle obiecanek, jak to po wybraniu jedynie słusznej opcji będzie prosto, łatwo i przyjemnie. Teraz widać, że nic z tego nie wyszło. Ani firmy nie można zarejestrować w jeden dzień - to dlatego, że urzędy skarbowe nie są do tego przygotowane (to ostania wersja wyjaśniająca tą indolencję organizacyjną). Ani podatki się nie uprościły - chyba dlatego, że stada urzędników stałyby się po prostu nikomu niepotrzebne. I musiałyby odlecieć wzorem ptaków migrujących do unijnych krajów o prostszej (liniowej) strukturze podatkowej. Ani obiecanej (3 miliony) liczby mieszkań nie widać. I kilometrów dróg też nie. Choć z drogami nic nie jest pewne. Wczoraj usłyszałem, że do mojego ulubionego Szczecina będę mógł dojechać z Warszawy autostradą, którą nasz premier zamierza połączyć to piękne portowe miasto z Wrocławiem. Nie pytajcie mnie, dlaczego ma ona - ta autostrada, się ocierać o stolicę, skoro to nijak nie pasuje do siebie i nie da się logicznie wpisać w mapę naszego kraju. Nawet dla tak wytrawnego drogowca jakim jestem od ukończenia studiów na warszawskiej polibudzie, jest to pytanie, na które nie znajduję odpowiedzi. Nic to. Nie ja jeden. I tym się pocieszam... Z pocieszaniem trzeba jednak bardzo uważać. Gdy się sprawia komuś pociechę, można począć sobie pociechę. Chyba, że pociesza się płeć tożsamą. Nic wtedy raczej z uciechy/pociechy nie będzie. No, może nie zupełnie do końca... Bo jak się przed takim pocieszaniem pokrzepi na duchu, to ho, ho. Ale wtedy łatwo stać się pociesznym. Drobna uwaga: pocieszny to naprawdę zupełnie co innego niż poczesny. Podobnie jak poczytalny i poczytny. Chociaż, jak tak sobie trochę pomyślę, to dochodzę do wniosku, że moje felietony środowiskowe są zarówno niepoczytalne jak i poczytne. Widać tak to chodzi w parze. I nic na to nie poradzę. Nic także nie poradzę na to, że ci, co dużo mówią o jakości robót w naszej branży, za nic mają sobie własne uchybienia. To, że każdy zainstalowany rękaw - teraz wypada mówić wykładzina CIPP - jest pofałdowany, to błahostka. To, że zamiast ściśle spasowanej wykładziny wciągana jest luźno ułożona rura to też nic. Kto by się tam przejmował takimi drobiazgami. Przecież rura to rura. I już. Ściśle spasowana to musi być sukienka na modelce przechadzającej się po wybiegu, a rura to ma być okrągła. Gorzej, gdy poddajemy renowacji kanały o przekroju jajowym. Lepiej samemu się wtedy poddać, bo przecież rury tam nie włożysz. Ale niektórzy jajogłowi i to potrafią. Nic dla nich nie jest trudne. Zaprojektować jakąś renowację - co jest to bardzo popularne w dobie "żółtych FIDI-ców" - co za sztuka! Proszę bardzo. Obliczyć przepływy - pstryk i już. Wytrzymałość, naprężenia, obciążenia - a cóż to za pytania? Aż do przeciążenia... umysłowego. I wtedy wychodzi, że dwa razy dwa to nie jest cztery. Ale i to można dowieść. Absurd? Nie. No, bo gdy ślimak może być rybą śródlądową według jednej z unijnych dyrektyw, to dlaczego inna dyrektywa nie mogłaby zmienić tabliczki mnożenia? Ale my nic nie zmieniajmy. Niech śledzie będą rybami, marchewka warzywem, a banany tak krzywe jak im się tylko podoba. Wodociągi niech służą do doprowadzania wody (uzdatnionej) do odbiorców, a kanały do odprowadzania ścieków od nich właśnie. Renowacja niech będzie prawdziwą renowacją, a rękaw - nowopowstałą rurą wewnątrz naprawianego przewodu. Choć nie zawsze musi być okrągły, to lepiej, żeby zawsze był odpowiednio sztywny. Projektanci niech projektują, a pediatrzy niech leczą dzieci. Muzycy niech grają, a filozofowie niech filozofują. Kanalarze niech łażą po kanałach pod ziemią, a latawce niech latają nad ziemią. Nic bowiem tak bardzo nie wprowadza zamieszania, jak chęć zmieniania tego, co jest już uporządkowane. Nasz rynek renowacyjny także!